Pierwsze chwile były wyjątkowo trudne.
Kiedy nie możesz zrozumieć, że akurat ciebie to spotkało , wszystko wydaje się koszmarem.
Pierwsze pytanie dlaczego ja? Przecież wydawało mi się, że jestem dobrym ojcem, mężem. Może trochę nieukładało nam się ale przecież to nasza wspólna wina, a może bardziej żony niż moja?
Ciągłe kłótnie powodowały, że wychodziłem z domu i znikałem na całe godziny. Nie potrafiliśmy normalnie porozmawiać ze sobą. Nie uważam, żeby wina leżała po jednej stronie, ale teraz to już chyba mało ważne.
Siadamy i staramy się porozmawiać. Jest wiele łez, głównie z mojej strony. Cały czas nie rozumiem jak do tego mogło dojść.
Żona tłumaczy, że nas już nie ma od 2 lat. Nie mogę w to uwierzyć. Ostatnie dwa miesiące - tak było ciężko, ale już wcześniej takie bywały i jakoś dalej byliśmy ze sobą. Nigdy cię nie ma, wychodzisz, znikasz, nawet nie mówisz dokąd idziesz. Ja potrzebuję się realizować znaleźć zajęcie dla siebie. Chcę żyć własnym życiem a ty mnie ograniczasz ....
Nie mogę tego pojąć.
Przecież nasze życie do tej pory było naprawdę fajne. Od kiedy żona pracuje, zaczęło nas stać na w zasadzie wszystko o czym normalny człowiek marzy. Dzieci mają dostatnie życie, my również. Nie ma widma braku pieniędzy. Żona jest niezależna, ma swoje auto, może jechać kiedy i gdzie tylko chce. Często podróżujemy, głównie po kraju ale ostatnio również za granicę. Każdy ma jakieś hobby, w którym może się realizować.
Więc czego zabrakło?
Może właśnie było zbyt dobrze. Nie widzieliśmy swoich potrzeb tylko te materialne.
Proszę, błągam - przemyśl to jeszcze nie zostawiaj mnie.
Ja już decyzję podjęłam - tak będzie najlepiej.
Ogarnia mnie czarna rozpacz. Jedyne co się pojawia w głowie to uciec jak najdalej stąd. Już po paru dniach zaczynam się pakować, bo nic do niej nie trafia. Mimo wszystko zostaję, kartony z rzeczami leżą w garażu, zostało tylko kilka najpotrzebniejszych ubrań. Rozmowy nic nie dają.
Jeszcze nie widzę tego, że to już koniec. Cały czas łudzę się, że to tylko chwilowe za kilka dni jej przejdzie i będzie dobrze.
Zaczynam się zmieniać. To co do tej pory najbardziej jej przeszkadzało okazuje się banalnie proste do zrobienia. Najtrudniej rzucić palenie. Ale udaje mi się to zrobić po miesiącu z dnia na dzień. Nigdy tego nie lubiła. Ubranie śmierdziało dymem, skóra również i włosy. Najgorszy nałóg w życiu.
Już go nie ma, ale to bez znaczenia dla niej. Każda ze zmian jest bez znaczenia. Ja zrobiłem co mogłem, żeby naprawić nasz związek, ona tak właściwie nic. Nie chce się cofnąć nawet o pół kroku. Strasznie to przykre.